Tak jak
przypuszczał. Zgodziła się. Po prostu to wiedział. Uśmiechnął się szeroko i
zasnął.
*DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ*
Cała Wielka Sala
była udekorowana pięknymi, białymi kwiatami. To ten dzień. Ślub Harry’ego i
Malwinki.
Ubrany był w czarny
garnitur i krawat, a jego buty błyszczały z daleka. Po raz drugi w życiu udało
mu się ułożyć włosy. Był taki zestresowany. Czy się powiedzie? Czy Malwinka nie
zwieje mu sprzed ołtarza? Oddychał ciężko. Wtem obok niego zmaterializowała się
Hermiona. Miała na sobie błękitną sukienkę do kolan. Na twarzy widniał lekki
makijaż, który wspaniale prezentował się w zestawieniu z nieśmiałym uśmiechem.
Włosy rozpuściła, więc sięgały jej aż do pasa.
Później zjawił się
też Ron. Chłopak miał na sobie białą koszulę, a marynarkę niedbale trzymał w
ręku. Przyszli jako para. Na szczęście Snape tak nawrzeszczał na dziewczynę, że
szybko wyleciał jej z głowy.
- I jak się
czujesz?- zapytała Hermiona.
- Nie pytaj- odpowiedział
jej zestresowany pan młody.
W sali już pojawił
się ksiądz i większości gości: Weasleyowie i Fleur, nauczyciele i cały
personel, Lupin i Tonks oraz uczniowie Hogwartu. W końcu to tam miał odbyć się
ślub, a potem wesele. Następnie zjawili się Moody, pani Figg, Zgredek, Mrużka
i co dziwne, Dursleyowie.
Wszyscy zachwycali
się jednak panną młodą- Malwinką. Wyglądała nieziemsko (o ile podłoga może tak wyglądać). Została porządnie
wyszorowana przez Filcha i Umbridge. Leżał na niej śnieżnobiały, zwiewny
dywanik powlekany złotą nicią. Mienił się we wrześniowym słońcu niczym śnieg o
poranku. Podłoga była także przyozdobiona kwiatami, czym zajęła się Molly,
Fleur i Ginny. Wyglądała przepięknie.
- Zebraliśmy się
tutaj, aby połączyć tego mężczyznę i tę- ksiądz zawahał się chwilę.- kobietę
węzłem małżeńskim.
Harry z
uwielbieniem wpatrywał się w pannę młodą.
- Czy ty, Harry
Jamesie Potterze, bierzesz sobie tę oto… kobietę za żonę?
- Tak-
odpowiedział.
- Czy ty, Malwino…
- Malwinko-
upomniał księdza.- Tak urokliwiej brzmi.
- …Malwinko, bierzesz
sobie tego oto mężczyznę za męża?
Cisza. Można się
było tego spodziewać.
- Bierze, bierze-
powiedział niedbale chłopiec.
- W takim razie
ogłaszam was mężem i żoną!- uśmiechnął się szeroko.– Możesz pocałować pannę
młodą.
Harry schylił się i
ucałował Malwinkę, natomiast cała sala wybuchła wiwatami i oklaskami.
Wesele trwało do
późna, a cały ten czas umilały Fatalne Jędze. Wszyscy bawili się doskonale.
EPILOG
19 LAT PO ZABICIU VOLDEMORTA [*]
Harry szedł dumnie u boku Malwinki, razem ze
swoją dwunastką dzieci. W wózku wiózł bowiem cztery kafelki, dwa panele i sześć
desek.
- Ginny- syknął w stronę swojej najstarszej
córki, która rozpoczynała właśnie siódmy rok nauki w Howarcie- rozdziel Jamesa
i Syriusza, bo znowu się tłuką o siebie.
Ginny była oczkiem w głowie tatusia. Odziedziczyła
po mamie brązowawy kolor, a przyozdobiona była kwiatowymi wzorkami.
James i Syriusz to dwójka drugoklasistów-
bliźniaków. Niemalże nierozłączni. Obydwoje byli biali i uwielbiali
rozrabiać.
- Albus, Severus!- wrzasnął do swoich
czteroletnich synów o czarnym kolorze.- Uspokójcie się! NATYCHMIAST!
Chłopcy natychmiast przestali dźwięcznie
chichotać.
- Lily, Luno, Hermiono, nie bójcie się. W
Hogwarcie jest wspaniale. Nie trzęście się tak znowu!- powiedział w stronę
trzech córek, które miały rozpocząć naukę w szkole magii.
- Ron, proszę przestań się drzeć. Głowa mi
pęka- warknął. Ron był pomarańczowym, rozwydrzonym kafelkiem, którego nie
sposób było uspokoić.
- Artur, Molly, nie płaczcie, błagam. Remus,
zostawże już tę czekoladę, ileż można opychać się słodyczami? Malwinko, powiedz
im coś!
Ale ona jak zwykle milczała. No trudno.
Kroczył dalej i w oddali zobaczył swoich przyjaciół- Ronalda i Hermionę Weasleyów.
Szeptali coś do swojej córki- Rose. Obok nich biegał rozwydrzony Hugo, który był
małą miniaturką jego przyjaciela. Ginny uśmiechała się do Neville’a, którego
poślubiła, kiedy dowiedziała się, że Jerzy znalazł sobie jakąś ścianę na boku.
Mieli jedno dziecko: syna, którego Ginevra postanowiła nazwać Harry. Na cześć jej dawnej miłości.
Gdzieś w oddali zauważył Malfoyów. Draco chyba jakoś o nim zapomniał, bo
ożenił się z niejaką Astorią. Ich syn- identyczny Draco- nosił imię Scorpius i
z ciekawością przyglądał się Rose. Lepiej dla niego, żeby się nią nie
interesował. Ani Ron, ani Hermiona raczej nie pragnęliby Malfoy’a w rodzinie. A
jasne było, że Ronald śledził wszystkich chłopców, którzy mieli czelność
zbliżyć się do jego ukochanej córeczki.
Gdzieś dalej stała Luna z tajemniczym mężczyzną,
którego Harry nie znał. Trochę się postarzała, ale oczy miała takie same. Wciąż
nieprzytomnie wpatrywała się w przestrzeń. Za rękę trzymała córkę o długich
blond włosach i tym samym spojrzeniu, co jej matka. Drugą dłoń podała niskiemu
chłopcu, który najwidoczniej wygląd odziedziczył po ojcu.
W tłumie Harry wypatrzył też Seamusa, Deana, siostry
Patil i państwo Goyle’ów. Niesamowite. Kiedyś byli sobie tak blisko, a teraz
ledwo ich rozpoznawał. To jednak prawda, że po ukończeniu szkoły większość
kontaktów się urywa. Podszedł do dwójki swoich przyjaciół.
- Cześć wam!- uśmiechnął się szeroko.
- Hej, Harry!- wrzasnęła Hermiona i
ucałowała go w policzek.
Ron podał mu rękę i z powrotem
ukrył ją w kieszeni.
- Jak tam Rosie? Cieszysz się, że jedziesz
do Hogwartu?- zapytał posyłając dziewczynce troskliwy uśmiech.
- Tak, ale trochę się denerwuję- wyznała
dziewczyna.- Mam nadzieję, że Lily, Luna i Hermiona zostaną przydzieleni do
tego domu, co ja. Wtedy byłybyśmy w jednym pokoju.
Po wspomnieniach o tym, jak to kiedyś sami
stali przed tą barierką i po raz pierwszy w nią wbiegali, złapali swoje
dzieci za ręce (Harry złapał wózek) i po kolei wbiegali w barierkę.
Potter po raz kolejny zobaczył ten jakże
znany mu pociąg. Miejsce, w którym pierwszy raz poczuł się naprawdę dobrze. Pożegnał
się ze swoimi wszystkimi dziećmi i przekazał wózek Rose. I ona pożegnała się z
nim, potem trochę czulej z rodzicami i weszła do pociągu. Widział, jak macha im
przez okno. Jak ten czas płynie? Chwycił Hermionę za dłoń i uśmiechnął się do
niej pocieszająco. Wyglądała na zasmuconą. Z resztą i on czuł się jakoś
dziwnie. Zaledwie dwadzieścia cztery lata temu włożono mu Tiarę Przydziału na głowę, a ta po dłuższym
namyśle wykrzyknęła „Gryffindor!”. Pamiętał to wszystko doskonale. Usiadł
na Malwince i posłał jej szeroki uśmiech. Kochał ją tak mocno. Uczucie nie
malało w ogóle, wręcz przeciwnie. Wciąż rosło. Mimo tego, że nie odezwała się
do niego ani razu.
I już wszystko było dobrze.
I już wszystko było dobrze.
„-Musisz przyznać, że to dość krępująca
sytuacja- wymamrotał w stronę podłoża. Uśmiechnął się do niej, a ta jakby
pojaśniała. Była tak czysta, niczym nieskalana, widział w niej swoje własne
odbicie. Przygładził sobie włosy, by wyglądać jak człowiek i posłał podłodze
olśniewający uśmiech.
- Lubię ciche kobiety- puścił do niej oko.”
____________________________________________________________
I
tak dotrwaliśmy do końca... Rozdziałów jest niewiele, ale trochę trudno
pisać o Malwince i Harrym. Szkoda mi to kończyć, bo jakiś czas żyłam tym
blogiem, a każdy komentarz poprawiał mi humor. Ale wszystko kiedyś się
kończy :) Mam taką propozycję. Wiem, że czytało to wielu ludzi, ale nie
wszyscy komentowali. Tak więc teraz macie obowiązek: skomentujcie i
wypowiedzcie się, chociażby jednym zdaniem, na temat Flarry.
Dziękuję wszystkim i do zobaczenia :D
Dziękuję wszystkim i do zobaczenia :D