czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział XIV

- Spotkaliśmy się tutaj, aby wspomnieć piękną, uroczą, wyrozumiałą, kochaną, życzliwą, wspaniałą, niesamowitą, radosną, miłą, wytrwałą Lily i… Jamesa Potterów- mówił Snape. Każde słowo o matce Harry’ego wypowiadał z wielkim uwielbieniem i pasją. Natomiast imię jego ojca wypowiedział z wyraźnym jadem i niezmierzoną nienawiścią.
Msza przebiegała bardzo uroczyście. Harry kilka razy spoglądał ukradkiem na Malwinkę, ale szybko odwracał wzrok w obawie, że dziewczyna w jakiś sposób to zauważy.
Podłoga nie była mu obojętna i chociaż wiedział o tym od dawna, to dopiero teraz sobie to uświadomił. Była taka filigranowa, pełna wdzięku i gwoździ… na dodatek zawsze go wysłuchiwała. Była jedną z niewielu istot, którym ufał. Mógł jej powiedzieć o wszystkim i miał jakąś taką dziwną pewność, że nie zdradzi ona jego sekretów nikomu innemu. Była dla niego jak… jak Hermiona, Ron, Molly, Ginny, Luna i wszyscy inni razem wzięci.
- Byłoby mi szalenie miło, gdyby SZANOWNY pan Potter raczył wysłuchać mojej przemowy, zamiast przytulać się do podłogi!- z ambony ryknął Snape.
Harry zauważył, że wszyscy patrzą na niego ze zdziwieniem. Wszystkie babcie w moherowych beretach modliły się, patrząc na niego troskliwie, matki zakrywały oczy swoim dzieciom, nastolatki uśmiechały się figlarnie, a grupka nielicznych panów śmiała się z niego. Zawstydzony podniósł się z Malwinki, teatralnie otrzepał ubrania i skupił się na mszy. Czuł, jak robi się czerwony. Trząsł się na całym ciele i co chwila sprawdzał czy ktoś nadal na niego patrzy. Modlił się w duchu, żeby jak najszybciej zapomnieli o całym zajściu.
- Boże- wyszeptał.- Spraw, żeby ci ludzie zapomnieli o tym, co tu widzieli. W zamian będę chodził do kościoła w niedziele i święta nakazane. Przysięgam. I już więcej nie będę używał peleryny niewidki do podglądania dziewczyn, chociaż tego nie robię, od kiedy poznałem Malwinkę. Już nie będę stosował Mapy Huncwotów do śledzenia nauczycieli i… i… posprzątam klatkę Hedwigi.
Otworzył oczy. W kościele było pusto. Rozejrzał się, a kiedy spojrzał przed siebie omal nie dostał zawału. Snape wpatrywał się w niego surowym wzrokiem.
- Ja wszystko słyszałem, Potter. Szykuj się na szlaban we wrześniu! Będziesz spędzał w moim towarzystwie wszystkie soboty przez cały pierwszy semestr.
Już gorzej być nie mogło. Chłopiec poczerwieniał na twarzy ze złości i zacisnął pięści, a jego oczy zamieniły się w wąskie szparki. Starał się panować nad gniewem i nie urządzać scen w obecności Malwinki, ale teraz nie mógł się powstrzymać. Przecież każda sekunda spędzona ze Snape'em była dla niego czymś w rodzaju męczeństwa. Nie mógł na to pozwolić.  
- Ja się nie zgadzam!- warknął Harry.- To, że popełniałem błędy w młodości, nie upoważnia pana do zmuszania mnie do spędzania czasu z panem!- wyrecytował na jednym tchu.
Snape uniósł wysoko jedną brew i założył ręce na piersiach.
- Jesteś pewien, że twoje zdanie się liczy? Nie znasz życia- wymruczał Nietoperz.
Ale nagle coś się zmieniło. Severus wybałuszył oczy przyglądając się chłopcu i uśmiechał się promiennie. Harry zastanawiał się co przyczyniło się do tej nagłej zmiany. O co chodziło? Chłopiec zawsze był inteligentny i bystry, ale takiej zagadki nie potrafił rozwiązać.
- Jakim cudem PAN się uśmiechnął? Przecież to sprzeczne z prawami fizyki!- wykrzyknął z ze dziwieniem.
- Dla mnie prawa fizyki to tylko ogólne wytyczne- uśmiechnął się jeszcze szerzej, chociaż Harry był pewien, że Mistrz Eliksirów nie zdobędzie się na coś takiego. Ten człowiek wciąż go zadziwiał. –Potter, właśnie coś ważnego do mnie dotarło!
- Emm… co?- spytał.
- Całkiem możliwe jest, że nosisz niewłaściwe nazwisko.
- Co pan ma na myśli?
Harry coraz bardziej gubił się w tym wszystkim. Jego nazwisko bardzo mu się podobało, albo raczej… nie miał mu nic do zarzucenia. Był wręcz dumny, że je nosi. A poza tym… „Malwinka Potter” brzmiało bardzo ładnie i dystyngowanie.
- Harry, to chyba oczywiste!- powiedział. Chłopiec musiał przyznać, że jego imię wypowiedziane przez Snape’a brzmiało dość dziwnie… Może dlatego, że zwrócił się tak do niego po raz pierwszy? –Możliwe, że… że… jesteś moim synem.
 ____________________________________________________________
A poczekajcie sobie na dalszy ciąg tej historii XD



niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XIII

Niestrudzony Harry biegł za czołgiem. Za wszelką cenę chciał się dowiedzieć, co tak bardzo Snape chciał ukryć. Skradał się jak pantera. Przebiegł już dobre 300 km, czasami wątpił w powodzenie akcji, ale nie zamierzał się poddawać. Miał wrażenie jakby płuca zaraz miały mu wyskoczyć z klatki piersiowej, pociągając za sobą serce. Wciąż jednak myślał o Malwince, chociaż nie do końca wiedział, jak ma o niej myśleć. Jak o przyjaciółce? Znajomej? Nie. To nie było tak. Hermionę mógł nazywać przyjaciółką. Znajomą była Luna. Malwinka była dla niego kimś znacznie innym. Trochę jak… jak kiedyś panna Cho Chang dla niego. Czyżby Podłoga była Azjatką? Możliwe. Powinien przejrzeć jej akt urodzenia. Tak rozmyślając zauważył, że czołg zatrzymuje się. Chłopak szybko do niego podbiegł i schował się pod nim. Z „pojazdu” wysiadł Snape. Rozglądał się podejrzliwie, marszcząc czoło.
- Potter, wyjdź spod czołgu!- wrzasnął.
No tak. Przecież Harry miał do czynienia z podwójnym agentem. Nie mógł uciec. Zrezygnowany wyczołgał się, robiąc obrażoną minę.
- Co ty tu robisz? Śledziłeś mnie?- zapytał z wyrzutem ten starszy.
- Ja?- chłopiec postanowił grać zdziwionego.- Niee. Ja? Nieee. Ja nigdy …
- Och, zamknij się Potter. Znajdujemy się w Dolinie Godryka. Gdzieś tam zginęli twoi rodzice- wyjaśnił wskazując palcem na ruiny domku. –Tu jest cmentarz. I właśnie tutaj leżą. Aktualnie.
Harry poczuł się dziwnie. Kiedyś mieszkał w tej miejscowości, w tym domku, oddalonym od niego teraz o tylko kilka metrów. Niedaleko niego znajdował się grób Lily i Jamesa Potterów. Łza zakręciła mu się w oku.
- Nie rozklejaj się, bo nie wziąłem chusteczek- powiedział Snape.
- Ale p…proszę pana … - Harry płakał jak bóbr.- M … moi r…rodzice- wybuchł płaczem i przytulił się do Snape’a.
Severus miał minę jakby przyczepiła się do niego jakaś galaretowata substancja. Rozłożył ręce w geście mówiącym „jestem niewinny”.
- Coś ci się na mózg rzuciło? Zostaw mnie!- odepchnął go od siebie całą siłą.- Jeszcze Lily to zobaczy! I co ona sobie pomyśli? Pomyśl tylko! Poza tym, mogę być błędnie o coś posądzony …
- Ale profesorze …- Harry dalej płakał. Po chwili zauważył, że Snape oddala się od niego i wchodzi do kapliczki. Nie było innego wyjścia- chłopiec poszedł za nim. Kaplica była nieduża, ale bardzo elegancka. W oknach były różnokolorowe witraże, przedstawiające sceny z życia biblijnego. Na samym środku widniał wielki ołtarz, przyozdobiony królewskim dywanem i różnorodnymi kwiatami. Do samego sufitu znosiła się ogromna postać Maryi z różańcem w dłoni. Rzędy ławek ustawione były po prawej i lewej stronie kościółka i przyczepione były do nich piękne chusty. Snape wszedł na zakrystię. Po co on tam poszedł? Harry powoli wszedł do pomieszczenia. Severus stał już przebrany w odświętną sutannę i czesał włosy. Grzebień wyglądał dość dziwnie, biorąc pod uwagę to, że coś z nich ociekało.  
- Grzebień zamoczony w wosku bardzo dobrze rozczesuje włosy- wyjaśnił Mistrz Eliksirów.
- Profesorze… co… co to wszystko znaczy?- zapytał zdezorientowany Harry.
Snape rzucił mu mordercze spojrzenie. Chłopiec wiedział, że nauczyciel nie lubi, gdy zadaje się mu pytania. Ale chyba miał prawo znać prawdę.
- Potter, ty idioto. Sytuacja mówi sama za siebie! Jestem księdzem!- warknął mężczyzna.
Harry wybałuszył oczy. Severus Snape- postrach wszystkich w szkole w Hogwarcie, były Śmierciożerca, członek Zakonu Feniksa, Mistrz Eliksirów… nie, to po prostu było niewyobrażalne.
- Nie wytrzeszczaj tak oczu, bo ci wypadną. To prawda, Potter. Jestem księdzem, od kiedy twoja matka zginęła. Postanowiłem poświecić się dla niej, tak jak ona dla ciebie, kanalio. Jej trud był absolutnie niepotrzebny. Poza tym będę też mógł odkupić swoje grzechy. No i Lily będzie miała dowód na to, że dochowam jej wierności i że nadal ją kocham- wyrecytował. – Zaraz odprawię mszę za twoich rodziców.
- Czyli… będę mógł w niej uczestniczyć?- zapytał z nadzieją.
- A na mszę dałeś?- powiedział z naciskiem Snape. Harry nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok.- No właśnie. Wiesz ile ja rocznie płacę za ogrzewanie? A organista? A kuria?
Na samo wspomnienie o kurach Harry dostał dreszczy. Po dziś dzień widział te wstrętne dzioby i nienaturalnie ogromne oczy. I te matowe pióra.
- No, ale…- do rzeczywistości przywrócił go głos nauczyciela.- jeśli chcesz… w końcu to twoi rodzice. Masz moje pozwolenie. Możesz przyjść na mszę.  
____________________________________________________________
   Następny rozdział za nami. Ostatnio bardzo mało Malwinki, ale myślę, że wkrótce będzie jej więcej XD

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XII


Harry obudził się na polu. Spojrzał w górę. Rozpościerało się nad nim rozgwieżdżone niebo. Żałował, że Malwinka nie mogła być tam razem z nim. Nagle coś zmąciło jego spokój. Rozejrzał się dookoła. Nawet idiota zauważyłby, że ktoś czai się na niego w wysokiej trawie. Zbliżył się do tajemniczego człowieka, a ten jak oszalały zaczął do niego strzelać. Huk był przeraźliwy. Wystraszony Harry postanowił udawać nieżywego, pragnąc spokoju. Ułożył się na plecach, wytrzeszczył oczy i wywalił język na wierzch. Słyszał, jak człowiek zbliża się do niego powoli. Mężczyzna przykucnął nad chłopcem. Harry nie wierzył własnym oczom. Oto obok niego klęczał…
- Profesor Snape?- spytał z niedowierzaniem.
- Ach, to ty Potter…- odetchnął z ulgą.- Tak właśnie myślałem. Wiesz, przez te czarne tęczówki nic nie widzę, zwłaszcza w nocy.
- Co pan tu robi? I dlaczego pan do mnie strzelał?!- krzyknął na niego ze strachem.
- Nie unoś się Potter- powiedział spokojnie.
- Jest pan teraz…- zaczął Harry mierząc Snape’a wzrokiem.- Snajperem?
- Nie, nie, nie, nie. Jestem Snapeerem- poprawił go.
- Ale… profesorze, dlaczego?- spytał.
- Jak zapewne wiesz jestem podwójnym agentem, więc muszę sobie jakoś radzić- puścił do niego oko.
Harry był bardzo zdezorientowany. Snape zachowywał się jakoś… dziwnie? Od kiedy to puszcza do niego oko? Na dodatek rozglądał się jak opętany. Dopiero kiedy Severus stanął tyłem do niego, Harry zauważył gruby warkocz wystający spod czapy.
- Co?- spytał mistrz eliksirów, czując na sobie wzrok chłopca.
- Ten warkocz… - chłopiec wytrzeszczył oczy.
- Pozostałość po reklamie oleju kujawskiego. Konieczny był warkocz…- zaczął się tłumaczyć. 
Więc dlatego Snape miał takie tłuste włosy. Dlaczego Harry nigdy nie widział go w reklamie?
- Zgodził się pan zagrać w reklamie?- spytał zdezorientowany.
- Dawali darmowe szampony z oleju- wyjaśnił Snape.- Co ty tu robisz w środku nocy, Potter?- wycedził przez zęby.
- J-ja …- Harry zastanowił się przez chwilę.
- Słyszałem, że ostatnio adorujesz Podłogę- powiedział z ironią unosząc jedną brew.- Doprawdy żałosne. Aczkolwiek pasujecie do siebie jak kafelki w moim gabinecie. Wiem, że to zdanie było bez sensu, ale muszę się z tym pogodzić- wyrecytował. Odwrócił się. Harry zrobił to samo i ku swojemu zdziwieniu ujrzał czołg.
- Teraz chłopcze wyjeżdżam w niezwykle ważnej dla mnie misji. Nie szukaj mnie!- wrzasnął wskakując do wozu.
Harry nie zamierzał się poddać i ruszył za nim.
 ____________________________________________________________

Ten rozdział dedykuję Dorze, która przez ten trudniejszy okres mnie wspierała, zarówno komentarzami, rozmowami jak i swoim blogiem :) Dziękuję Ci baardzo :D A tymczasem do akcji wkracza Snape.  

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział XI


- Harry, Hermiono! Wymyśliłem nową pieśń żałobną!- krzyczał Ron od samego rana.
Ciekawi nowego repertuaru swojego przyjaciela Harry i Hermiona poszli go posłuchać.
- No, dawaj!- krzyknęła rozochocona dziewczyna.
Ron odkaszlnął, chwycił gitarę i zaczął lekko trącać jej struny.  
- Jesteś daleko, daleko, daleko, bo nie dałeś się lekom, się lekom, się lekom- śpiewał smętnie.- Odczuwam smutek i żal, i żal, i żal … bo się nadziałeś na pal, na pal, na pal. Umarłeś w szpitalu, bez bliskich, bez szmalu! Teraz odczuwam strach, bo ty już gryziesz piach! I płaczę w czarnej szacie u mnie na chacie. Kontynuując swój szloch wciągałem wciąż proch. Pogrążyłem się w alkoholu, w szklance wódki topiłem swe smutki. Żegnaj na zawsze, mój brachu, bo ty już poszedłeś do piachu.
Spojrzał na przyjaciół wyczekująco.
- I jak?- spytał z szerokim uśmiechem.
- Emmm… no ten- Harry podrapał się po głowie.- Świetne.
- Tak…- odezwała się Hermiona z lekko przymkniętymi powiekami.- Doprawdy fascynujące.
- Jeej, dzięki- oczy mu się zaświeciły. – Aha, i jeszcze jedno! Harry, postanowiłem napisać i taką pieśń dla ciebie, gdybyś kopnął w kalendarz. Wiesz, czokoszokoboliokofoza i te sprawy.
Harry spojrzał na niego z otwartymi ustami. Do pokoju nagle wpadła Fleur i ze łzami w oczach spojrzała na Rona.
- Ron, dlaczego płaczesz?- zapytała wzruszona.
Hermiona spojrzała na nią porozumiewawczo, dlatego piękna blondynka wyszła z pokoju. Ron wzruszył ramionami i zaczął nucić. Siedzieli sobie spokojnie i rozmawiali o niczym, jednak Harry myślami wciąż powracał do Malwinki. Niby byli ze sobą, ale nie tak to sobie wyobrażał.
- Harry?- z zadumy wyrwał go głos Hermiony.- Czy wszystko w porządku? Może Lupin powinien cię zbadać?
Wyszedł z pokoju bez słowa i udał się na długi spacer. Chciał odpocząć. Spojrzał w niebo. Dlaczego jego życie było takie trudne? Nie chciał być Wybrańcem. Chciał wieść spokojne życie z Malwinką. Nagle coś na niebie się zmieniło. Z chmur ułożył się jeleń.
- Zapomniałeś o mnie.- przemówił do Harry’ego.
- Nie, ojcze- odpowiedział chłopiec.
- Zapomniałeś kim jesteś, więc zapomniałeś mnie…
Całemu zdarzeniu towarzyszyła dramatyczna muzyka.
- Pamiętaj kim jesteś.
I odszedł. W sumie przeznaczeniem Harry’ego było zabicie Voldemorta, a nie spanie z Podłogą… albo raczej na niej. Zacisnął pieści. Jeleń zmobilizował go do dalszych działań.
 ____________________________________________________________
Przy okazji- zapraszam wszystkich bardzo serdecznie do zakładki "Polecam". 

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział X


Harry siedział naprzeciwko Remusa Lupina. Ten przyglądał mu się z uwagą. Po chwili wilkołakowi drgnęła powieka.
- Niestety- powiedział załamany. Molly wybuchła płaczem.- To bardzo zaawansowane stadium. Na dodatek to może być zaraźliwe. Widzicie to?- spytał wskazując na jego oko. – Jego źrenice przybrały czekoladową barwę.
Hermiona uroniła kilka łez, a Ron spuścił głowę.
- Czy… czy jest inny sposób na leczenie?- spytała brązowooka.
- Tak. Ostatni. Sam go wymyśliłem- powiedział rumieniąc się lekko.
- Jaki? Proszę Remusie, pomóż mu- błagała Molly.
- Przynieś mi, proszę, dwa kotły wrzącej wody, kakao w proszku i nożyce- powiedział spokojnie.
Kobieta szybko pobiegła do kuchni. Lupin przyglądał się jeszcze chwilę źrenicom Harry’ego i kilka razy wyznał, że ma on oczy po matce. Po chwili do salonu wbiegła Molly ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Wręczyła je Lupinowi.         
Ten zaczął mruczeć tak, jakby medytował i ściął Harry’emu kilka kosmyków włosów.
- Czekolado, opuść Harry’ego, bo martwimy się o niego. Niechaj będzie zdrowy niczym nowo narodzone krowy… - mówił, a wszyscy patrzyli na niego z zażenowaniem, oczywiście oprócz Molly, która była przekonana o stuprocentowej skuteczności metod Lupina. Teraz Remus wrzucił włosy Wybrańca do kociołków wrzącej wody.- Weź jego włosy z tych kotłów i wysłuchaj naszych modłów!- teraz uroczyście do dwóch naczyń wsypał kakao.- Czekolado, weź mnie zamiast niego! On jest młody i uroczy, i po mamie ma te oczy! Weź mnie! MNIE! Czekolado! Przed nim całe życie! Narkomania, melanż, picie- i zaczął płakać.
(...)
Nikt jednak nie zauważył zmiany. Lupin nadal zachowywał się tak jak wcześniej, a Harry wciąż chorował na czokoszokoboliokofozę. Wszedł zasmucony do pokoju i spojrzał na Malwinkę.
- Malwinko, my… musimy porozmawiać- powiedział z żalem. Miał całkiem ściśnięte gardło.- Lupin mówi, że stadium mojej choroby jest już niezwykle zaawansowane. Posłuchaj. My…- uronił kilka łez.- nie możemy być razem, ja… ja nie chce cię narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Wystarczy już, że niedługo zjawią się tu korniki. Nie chcę przyśpieszać twojej śmierci– i wyszedł.
 ____________________________________________________________
 "Mój jest ten kawałek podłogi. Nie mówcie mi więc co mam robić"

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział IX



Nazajutrz w Norze zjawił się Remus Lupin. Chwycił latarkę i zaczął świecić Harry'emu w oczy.
- Och Harry, masz oczy po matce- mówił już po raz dziesiąty.- Kiedy tylko cię zobaczyłem, od razu cię poznałem. Nie po bliźnie, po oczach… Takie miała Lily- rozkleił się i kilka łez popłynęło mu po policzku- Jestem taki oryginalny.
- Remusie!- wrzasnęła Moly- Miałeś go zbadać!
- Molly, wygląda na to, że Harry wpadł w bardzo groźną chorobę!- powiedział poważnie Lupin.
- Och, nie. Jaka to choroba?- spytała przerażona Molly.
- To czokoszokoboliokofoza- wyrecytował.- Najgorsza spośród czekoladowych chorób! Będzie pogłębiała się z każdym dniem. Harry będzie widział tylko czekoladę. Każdy z was się z nią stanie w jego oczach! Przez to mogą objawić się też halucynacje.
Hermiona zakryła sobie dłonią usta.
- Czy… czy to można wyleczyć?- spytał Artur Weasley.
- Owszem… - Lupin wpatrzył się w przestrzeń.
- Jak?- spytał Ron ze łzami w oczach.
- Należy zastosować kurację.
- Elektrowstrząsową?- spytali Fred i George, uśmiechając się szelmowsko.
- Nie- Remus pokręcił głową.- Kurację. Tak to się nazywa.
- Ale na czym to polega?- spytał zdziwiony Bill.
- To będzie trudne. Należy wykazać się troską i wytrwałością podczas terapii. Należy zamknąć Harry’ego w kurniku na jedną dobę i karmić ziarnem.
Harry spojrzał na niego jak na wariata.
- A czy to na pewno poskutkuje?- spytała z przejęciem Molly.
- Tak. Na szczęście macie kurnik- odetchnął z ulgą Remus.
Molly chwyciła Harry’ego za kołnierz, wyciągnęła na podwórko i wrzuciła do kurnika.
- Siedź tu, kochaneczku. To dla twojego dobra- uśmiechnęła się do niego ciepło.
Harry spojrzał przed siebie. Patrzyły na niego dwie kury. Wpatrywały się w niego bystro.
- Emmm… cześć? Jestem Harry. Mam szesnaście lat i jestem czekoladoholikiem. Właśnie zachorowałem na czokoszokoboliokofozę- wyjaśnił niepewnie. Jego nowe towarzyszki wciąż patrzyły się na niego. – I jestem teraz waszym nowym kogutem- zażartował.
- No, to co innego!- przemówiła jedna kura. Harry wytrzeszczył oczy.
- Witaj skarbie- powiedziała młodsza.- Wiesz dlaczego kura jest z kogutem?
- No bo to w miarę logiczne- wymyślił wystraszony.
- Nie. Dla jaj- puściła do niego oko.
Harry spędził bardzo niespokojną noc. Skulił się na Malwince. Czuł się okropnie. Najpierw ją zdradził, a teraz się do niej przymilał. Ale nie miał innego wyjścia. Wiedział, że ona w niego wierzyła i się go nie bała. Młodsza kura próbowała go „poderwać”, bo jej matka twierdziła, że ten kogut będzie dla niej bardzo dobrą partią. Praktycznie nie odstępowały go na krok. Cieszył się, że to tylko jeden dzień.  Obudził się bardzo wcześnie. O wschodzie słońca do kurnika wpadła Molly. Rzucił się na nią. Jeszcze nigdy nie cieszył się tak na jej widok. Wybiegł szybko na podwórko i zamknął za sobą drewniane drzwi. Teraz był już bezpieczny. 
____________________________________________________________
 Mamy za sobą kolejny, bardzo krótki rozdział. Mimo wszystko mam nadzieję, że się spodobał :3

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział VIII


 - Harry! Śniadanie!
Harry obudzony głosem Molly Weasley otworzył oczy. W pokoju już nie było Rona. A on leżał na Podłodze. Sam na sam… „Chyba bała się w nocy”- pomyślał. Wstał i otrzepał ubrania. Podszedł do drzwi, nacisnął klamkę i nagle coś usłyszał. Malwinka wydała bardzo dziwny jęk.
- Kochanie, nie teraz- powiedział czule Harry. – Może później. Teraz zjem śniadanie.
Spojrzał na nią i wyszedł. Schodził powoli na dół z rękoma schowanymi w kieszeniach. Nagle ku jemu zdziwieniu zauważył Ginny. Ginny na suficie. Na dodatek robiła coś bardzo dziwnego.
- Emm … Ginny? Co robisz?- spytał zażenowany.
- Montuję kaloryfer na Jerzym. On potrafi zrozumieć kobietę i poświecić się dla niej, w odróżnieniu od ciebie- powiedziała wyniosłym tonem.
Nagle obok Harry’ego pojawili się Ron i Hermiona. Przywitali się z nim i podejrzliwie spojrzeli na rudą.
- Montuje kaloryfer na suficie- wyjaśnił im chłopiec poprzedzając kłopotliwe pytania.
- Po co?- spytała zdziwiona Hermiona.
- Jej się spytaj- odpowiedział dziewczynie.
- Ekhm … Ginny? Po co montujesz kaloryfer na … suficie?- spytała niepewnie.
- Po pierwsze: to jest Jerzy- mówiła stojąc na drabinie.- Po drugie: chcę, aby miał kaloryfer. Będzie wyglądał na bardziej umięśnionego. Po trzecie…- chwilę trzymała ich w napięciu.- będzie jeszcze bardziej gorący.
- Ginny- Ron pokręcił głową nad głupotą siostry.- To sufit. Na dodatek… chyba trochę przecieka.
- To na mój widok- puściła im oko.
- Wiecie co…- powiedział tym razem nieco ciszej.- Chodźcie na śniadanie. Nie ma możliwości przemówienia jej do rozumu, skoro go nie ma.
- Masz rację. A co na śniadanie?- spytała zrezygnowana Hermiona kiedy już zasiedli za stołem.
- Dzisiaj moi kochani- powiedziała uśmiechnięta Molly- zjemy coś wyjątkowego… a mianowicie…
Postawiła przed nimi wielki talerz pod szczerozłotą gablotką. Z każdą chwilą w trójce nastolatków rosło napięcie. Harry spocił się jak nigdy, Ronowi oczy wylazły z orbit, a Hermiona zaczęła się trząść. W końcu Molly postanowiła okazać im trochę łaski i ukazała im niebiańskie śniadanie.
- Kanapki z Nutellą!- wrzasnęli wszyscy naraz i rzucili się na talerz. Harry i Hermiona pochłonęli czterdzieści kanapek, podczas gdy Ron czterdzieści jeden.
- No, to Lupin powinien być zadowolony- powiedział Harry trzymając się za brzuch.
- Taka ilość potasu i magnezu za jednym razem… - Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.- a ile cukru…
- Spoko…- powiedział Ron wsuwając ostatnią kanapkę- ponoć wątroba unieszkodliwia trucizny. Nie wiem czy czekolada zalicza się do trucizn, ale skoro alkohol i narkotyki nimi są, a są też środkami uzależniającymi, to… - zatrzymał się na chwilę z pełnymi ustami. – zaraz… pogubiłem się.
- Ja chyba też- wyznał Harry.
Teraz spojrzał za swoje krzesło. Miał wrażenie, że ktoś go obserwował. Cały czas była z nim… Malwinka. Jak on mógł jej nie zauważyć? Był zaślepiony miłością do czekolady. Zdradził ją.
- Kochanie, to nie tak jak myślisz. Ja ci wszystko wyjaśnię – tłumaczył się.- Ja do niej nic nie czuję. Kocham tylko ciebie. Z nią to… dałem ponieść się chwili.
Molly spojrzała na niego podejrzliwie. Czyżby postradał zmysły od tej czekolady?
- Ja lepiej skontaktuję się z Remusem, on jest ekspertem od spraw czekolady- powiedziała szeptem do Rona i Hermiony, po czym chwyciła pióro, pergamin i zaczęła pisać list do Lupina. 
 ____________________________________________________________
 Harry dopuścił się haniebnego czynu. Sama nie wiem, jak mógł zrobić to Malwince :///
Zapraszam do czytania kolejnego rozdziału :D

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział VII


Wakacje leciały nieubłaganie– Bogu dzięki-. Harry nie wytrzymałby już dłużej w tym domu wariatów. Wuj Vernon zaczął się odchudzać, bo Dudley napalił się na niego po ostatniej rozmowie z Harrym. Chciał wyglądać inaczej niż syn. Przez to stał się jeszcze bardziej nerwowy. Ciotka Petunia postanowiła zdawać prawo jazdy, dlatego też rozprawy sądowe ciągnęły się w nieskończoność. Na szczęście pewnego pięknego dnia przyszedł po niego Dumbledore, odwiedzili jakiegoś nowego profesora i z pomocą starca Harry znalazł się w Norze. Hedwiga i jego kufer już tam czekały.
- Harry!- wrzasnęła Molly.- Jak to dobrze, że jesteś, już się bałam, że zmarłeś tam z głodu. Jakiś ty chudy!- i wpakowała mu w usta wielkiego pączka.- Jedz, jedz! Kochaneczku!
Nagle ni stąd ni zowąd zjawił się Remus Lupin i wpakował w Harry’ego wielką tabliczkę czekolady.
- Jedz Harry! Natychmiast masz to zjeść, to na wzmocnienie. Nie wiem czy wiesz, ale czekolada zawiera dużo potasu i magnezu!- mówił wkładając mu całą, ogromną czekoladę do ust.- Tylko Harry, uważaj bo jest z orzechami. Możesz się udławić- widząc panikę Harry’ego, zapewnił go o tym, że jeśli nikt nie zapcha czekolady dalej, to nic się nie stanie.
Wtem do pokoju wpadła Hermiona, rzuciła się na przyjaciela z wielkim zapałem. Wszystko byłoby pięknie, gdyby ten nie połknął czekolady. Upadł na Podłogę i zaczął się dusić. Nikt nie wiedział co robić.
- Malwinko- wydyszał, ledwo łapiąc oddech.- Poklep mnie po plecach- powiedział szybko.
Jednak ta ani drgnęła. Harry’emu nabiegły łzy do oczu, a jego twarz przybrała purpurowy kolor. Remus podniósł nieco chłopca i zaczął nim potrząsać, co jeszcze pogorszyło sytuację. Dziwnym odgłosom duszenia się towarzyszył szloch Hermiony, wrzaski Molly i żałobne pieśni Rona. Nagle dookoła Harry’ego zaczęła biegać Tonks z kadzidłem w ręce przewracając przy tym wszystko co tylko się dało. Sytuacja chłopca pogorszyła się jeszcze bardziej, zważając na kadzidło w jego pobliżu. Wtem zjawił się opanowany Artur Weasley. Emanował inteligencją i spokojem. Kroczył ku Harry’emu z zestawem intubacyjnym w ręce. Szesnastolatek widział to wszystko jakby w zwolnionym tempie. Poczuł, że zasypia. Widać kadzidło odgrywało dość ważną rolę. Śniła mu się ogromna, słoneczna łąka. Dookoła mnóstwo kwiatów, motyle latały swobodnie po niebie i bociany brodziły wzdłuż rzeczki. Zauważył też kilka ślicznych jednorożców. Były różowe, niebieskie, z tatuażami lub bez nich. Miały długie, brokatowe grzywki i każdy inną fryzurę. Spojrzał w dół. Stał na Malwince. Uśmiechała się do niego tak uroczo. Wszystko było tak obrzydliwie urocze. Jednak pozory mylą. Sen ten przekształcił się w jego najgorszy koszmar. Oto na horyzoncie pojawiła się różowa landryna- Dolores Umbridge. Zatrzepotała rzęsami i zbliżyła się do Harry’ego. Miała okropnie  pomarszczoną twarz. Wyglądała jak jego pościel, zaraz po przyjeździe na Privet Drive. I nagle otworzył oczy. Nic nigdy nie przyniosło mu takiej ulgi. Wszyscy przyglądali mu się wyczekująco. Chwilę tak na siebie patrzyli. Spokój i ciszę zakłócił ponowny atak dławienia się. I nagle wszystko wypluł na najbliżej znajdującą się osobę- Remusa Lupina.
- Nic się nie stało, Harry- poklepał go po ramieniu.- Ponoć maseczki z czekolady są bardzo korzystne dla skóry. Ważne, że z tobą już wszystko w porządku. Najpierw Artur cię zaintubował, ale później stwierdziliśmy, że odpowiedniejsza będzie lewatywa.
Kiedy już wszyscy się rozeszli, Harry zauważył Ginny. Coś się w niej zmieniło. Spojrzał na jej twarz, szyję, a potem na … właściwie na co? Tam, gdzie powinna coś mieć, praktycznie nic nie miała.
- Ginny! Coś ty z sobą zrobiła?- spytał załamany chłopiec.
- Nie podoba się?- uśmiechnęła się do niego szelmowsko.
- Oczywiście, że nie! Dlaczego to zrobiłaś?!- wrzasnął oburzony.
- Myślałam, że… że podobają ci się płaskie dziewczyny… płaskie jak deski… jak… podłoga- wyznała ze łzami w oczach.
- MALWINKA sama w sobie jest deską!- oburzył się.- Już nie mamy o czym ze sobą rozmawiać– odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę schodów, pozostawiając zapłakaną Ginny samą.
____________________________________________________________
 Tadaaam! W końcu wplotłam Lupina <3 Kocham Lupina <3 

Rozdział VI


Hermiona i Ron siedzieli w Norze. Było im bardzo smutno bez ich najlepszego przyjaciela- Harry’ego.
- Wiesz co- powiedział po dłuższym milczeniu Ron.- Mi tak do końca ta cała Podłoga nie leży.
- Ona zawsze leży- Hermiona załamała ręce nad głupotą przyjaciela.
- Och... w sensie, że mi nie pasuje.
- Dlaczego?- spytała zdziwiona szatynka.
- No bo wiesz. Zawsze kiedy Harry jest w pobliżu leży. A na dodatek patrzy na niego… no… z dołu.
- Rzeczywiście- powiedziała zszokowana Hermiona.
- Chodzi jej tylko o jedno- Ron pokręcił głową ze wstrętem.
- Myślę, że powinniśmy mu o tym powiedzieć. On nie może być z kimś, kto chce go tylko wykorzystać, a potem odejdzie!- krzyknęła zbulwersowana dziewczyna.
- On nie uwierzy. Nie łudźmy się. Musi się sam na niej zawieść- wzruszył obojętnie ramionami.- A wiesz, że Ginny chce sobie zrobić operację plastyczną?
- Co? Dlaczego?- Hermiona zakryła sobie ręką usta.
- No nie wiem. Ale chce sobie pomniejszyć… no wiesz- zarumienił się.
- Nie żartuj!- zaśmiała się. –A co na to twoja mama?
- Mama specjalnie się tym nie przejmuje. I tak zawsze była płaska- powiedział obojętnie.- Gorzej z tatą. Powiedział, że takiej bezkształtnej dziewczyny żaden nie zechce.
- To ten sufit miesza jej w głowie!- powiedziała oskarżycielskim tonem.
- Zawsze mówiłem, że ona ma nierówno pod sufitem, ale teraz to już całkiem. Bo kiedy budowano nasz dom, Jerzy wyszedł krzywo.
- Jerzy?
- Tak Ginny go nazwała.


Harry zamiatał podwórze. Tam mógł odpocząć od Malwinki. Odetchnął głęboko i cieszył się spokojem. Wiedział, że ta piękna chwila nie będzie trwała długo. I miał rację. Zza rogu wyszedł otyły wuj Vernon.
- Gdzie moje auto?- warknął celując w niego siekierą.
Harry odruchowo wyjął różdżkę. Wiedział, że to jedyne narzędzie, jakiego boi się jego wuj.
- Harry… - uśmiechnął się sztucznie.- chyba nie zabijesz swojego wuja.
- Nie, wuju. Nie jestem tobą- powiedział przez zaciśnięte zęby.
Schował różdżkę z powrotem w dżinsy, a Vernon znów uniósł siekierę i groźnie wyszczerzył zęby.
- Nie mam pojęcia gdzie jest twoje auto- skłamał chłopiec.
- Tak, akurat. Na miejscu zdarzenia znalazłem wysoko niebezpieczny, żrący płyn!
- Kot pani Figg biegał po podwórku- wyjaśnił spokojnie.
- Więc gdzie jest moje auto? Jak ja je teraz znajdę?- pytał czerwony na twarzy.
- Rzeczywiście. To jak szukanie igły w stogu siana. Zwłaszcza, że twoje auto było czołgiem- powiedział z ironią. Czołg był jedynym „autem”, w którym mógł zmieścić się jego wuj.
- Nie jestem idiotą! Wiem, że zniszczyłeś mój śliczny czołg!- wykrzyczał ze łzami w oczach.
Harry dłużej tego nie wytrzymał. Rzucił miotłę w trawę i wszedł do domu. Jego oczom ukazała się ciotka Petunia. Rzuciła mu mordercze spojrzenie. Chłopiec nie chcąc ryzykować życia, wbiegł po schodach do swojego pokoju. Spojrzał na Łazarza, który leżał na Malwince. Nie mógł pozwolić na coś takiego. Przetrzepał dywan i wyrzucił go za okno.
____________________________________________________________
Rozdział słaby. Mam nadzieję, że nie zniechęcicie się po nim do dalszego czytania :) Obiecuję, że przy następnym bardziej się postaram.
Dziękuję za wszystkie komentarze, jakie byliście łaskawi opublikować <3

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział V



Teraz do akcji wkroczy nasz kochany Dudziaczek. Okaże się, że i on ma słabość do... z resztą sami zobaczycie.

 Harry położył kufer w kącie swojego pokoju na Privet Drive 4 i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. Nic się nie zmieniło od czasu jego odjazdu w ubiegłym roku. Pościel nadal była pognieciona, a stare książki leżały na łóżku. Nawet talerz z jedzeniem wciąż stał na stoliku. Nie pamiętał już, co to była za potrawa, a nie sposób było mu ustalić tożsamości tajemniczego dania. Spuścił głowę i spojrzał na Podłogę. Była okropnie zakurzona i leżało na niej kilka papierków. Pokręcił głową. Na dodatek kilka pająków biegało po niej.
- Malwinko- zaczął Harry.- Przepraszam. Zachowałem się jak idiota.
Podłoga milczała znacząco.
- No dobrze, jestem idiotą- powiedział zrezygnowany. – Ale przepraszam. Nie chciałem. Musisz mnie zrozumieć!
Ta nadal milczała.
- Świetnie!- wrzasnął zdenerwowany. – Ja cię przepraszam najlepiej jak umiem, a ty jak zwykle milczysz. Myślisz, że jesteś kimś ważniejszym ode mnie, że tak mnie ignorujesz? Jesteś niską urodzoną, pustą i nieczułą deską!- teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo ją uraził. „Trochę” go poniosło.
Wyszedł z pokoju wściekły na siebie samego i zszedł po schodach do salonu. Tam siedział już jego kuzyn- Dudley Dursley. Co dziwne, tulił się do ściany.
- Co robisz?- spytał zdumiony Harry.
- Pożytecznie spędzam czas z moją nową dziewczyną- uśmiechnął się.- Ma na mnie dobry wpływ.
- Rzeczywiście, dobraliście się.
- Co masz na myśli?- zrobił słodką minkę. Ta ściana rzeczywiście działała cuda.
- Obydwoje jesteście równie puści, nieczuli i grubi.
- Sam jesteś gruby!- krzyknął Dudley, ale chyba coś mu nie pasowało, więc się zamknął.
- Dudley- powiedział rzeczowo Harry.- Ściany nie są dla ciebie. Po pierwsze, to tapeciary. Po drugie, ich jest tutaj mnóstwo. Mają przewagę liczebną i twój biedny móżdżek mógłby się pogubić, która to która, bo wszystkie są takie same. Jeszcze ta twoja posądziłaby cię o zdradę i nigdy nie mógłbyś już pojawić się w tym pokoju. Ty powinieneś… być z jakąś oponką, pączkiem…
Zastanowił się chwilę.
- Najodpowiedniejszą kobietą byłby dla ciebie twój ojciec. Jesteście do siebie bardzo podobni. Tylko jest jeden problem- powiedział po chwili namysłu.
- Jaki?- spytał zaciekawiony kuzyn.
- On nie jest kobietą- odpowiedział obojętnie Harry.- Ale wiesz co? Mogę ci odstąpić moją dziewczynę. Ona mnie nie chce, a ma tak samo niski poziom inteligencji jak i ty. Przedstawiam ci Podłogę Malwinkę!- uśmiechnął się wskazując w podłoże.
- Nie chcę podłogi!- wrzasnął Dudley.
- Dlaczego?
- Nie lubię niskich dziewczyn.
- Oj przestań, za to jest szeroka. Zupełnie tak jak ty- poklepał go po ramieniu.- Pasujecie do siebie jak …- zastanowił się chwilę chcąc wymyślić coś oryginalnego- jak Magda Gessler do garnków.
Po tych słowach wstał i poszedł z powrotem do swojego pokoju. Zamknął delikatnie drzwi i westchnął widząc Malwinkę.
- Widzisz? Nawet ten idiota Dudley cię nie chce. Jestem upartym Gryfonem, więc teraz będę się na tobie mścił za nic- uśmiechnął się.- Jesteś za gruba jak dla mnie- wziął odkurzacz.- To teraz … zrobimy odsysanie- uśmiechnął się szelmowsko.
Bez metrowej warstwy kurzu wyglądała o wiele ładniej. Harry nawet dostrzegł, że na Podłodze leży dywan. Postanowił nazwać go Łazarzem, no bo przecież się po nim łazi.
Kiedy uporządkował już nieco pokój, wziął talerz z rzekomą „zupą” i wylał przez okno na samochód wuja Vernona. Spoglądając tak jeszcze chwilę i ciesząc się widokiem oblanego auta dostrzegł coś niepokojącego. Danie okazało się już tak nieodpowiednie do spożycia, że stało się substancją żrącą. Po chwili samochodu już nie było. Wystraszony Harry zakrył głowę poduszką i siedział tak do późnego wieczora.  
 ____________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami, Bogu dzięki.
Do obsady dołączyli Dursley'owie, z Dudziaczkiem na czele.

środa, 6 lutego 2013

Rozdział IV


Dojechali na dworzec King Cross. Zadowolone dzieciaki witały się ze swoimi rodzicami po długiej rozłące. Harry, Ron i Hermiona właśnie wychodzili z pociągu. Przeszli przez barierkę prowadzącą na tę mugolską stronę świata. Stali tak jeszcze chwilę i z niezadowoleniem przyglądali się tej drugiej rzeczywistości.
- Moich rodziców jeszcze nie ma- powiedziała Hermiona z radością.
Nagle po tej gorszej stronie pojawiła się Ginny. Harry smętnie westchnął. Nigdy się od niej nie uwolni. W końcu jest siostrą jego najlepszego przyjaciela.
- Hej- powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Czego chcesz?- spytał Harry, nie kryjąc zdenerwowania.
- Chciałam was tylko poinformować, że ja i sufit jesteśmy razem- uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Od wczoraj.
- I co w związku z tym?- spytał zdziwiony Ron.
- Postanowiliśmy wakacje spędzić razem. W MOIM pokoju- puściła do nich oko i odeszła krokiem godnym modelki.
Harry prychnął z pogardą. Uważa się za kogoś lepszego, bo chodzi z kimś z wyższych sfer? Wtem sytuacja emocjonalna chłopca jeszcze bardziej się pogorszyła, bo oto ku niemu kroczył dumny jak paw Draco Malfoy.
- Witam – mrugnął jednym okiem do Harry’ego. Zdziwiony chłopiec zmarszczył brwi. –Co tak stoicie?- spytał spokojnie, po czym zrobił wielkiego balona z gumy do żucia.
- A co cię to obchodzi?- spytała z przekąsem Hermiona.
- Nie mów do mnie, szlamo- uśmiechnął się olśniewająco. Oburzona dziewczyna odwróciła się od niego i założyła ręce na piersiach. – Chciałem tylko porozmawiać z Harrym.
Harry zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę. Czego Malfoy może od niego chcieć?
- Więc…- zreflektował się.- Czego?
- Na osobności- wycedził Draco.
Ron spuścił głowę jak małe dziecko i odszedł razem z Hermioną parę metrów dalej.
- O co ci chodzi, Malfoy?- spytał Harry, starając się, aby jego głos zabrzmiał naturalnie.
- Nie mogę już dłużej- powiedział Ślizgon ze łzami w oczach. Harry spojrzał na niego bez zrozumienia.- Ja… Potter… ja cię kocham.
Harry wytrzeszczył oczy. Zamurowało go. Nigdy by mu nie przyszło do głowy, że...
- C-co?- wyjąkał.
- Napisałem dla ciebie wiersz.  Jest on o tym, że powinniśmy spróbować i zatrzymać nienawiść, którą do mnie żywisz. Posłuchaj:
“Zdejm kajdany,
Harry, Harry, Harry. 
Nie bądźmy wrogami, 
jest coś między nami. 
Gdy spoglądam w twoje oczy …”
Zatrzymał się na chwilę.
„...to mi się wszystko moczy… 
Chcę z tobą oglądać słabe, amerykańskie seriale, 
oglądać twą radość, smutki i żale. 
Nie zrozum mnie źle. 
Potter, 
ja kocham cię!”
Spojrzał wyczekująco na oniemiałego Harry’ego.
- I?- Spytał z uśmiechem.
- Yyyy…- Harry był nieco wzruszony, ale wiedział, że musi zachować zimną krew. – Draco, ja… ja wolę podłogi.
- Przecież ona dała ci kosza!- krzyknął gorzko szlochając.
- Masz błędne informacje- powiedział i odszedł do swoich przyjaciół.
- Czego chciał?- spytał rudzielec.
- Nieważne– odpowiedział blady jak ściana brunet.
- Harry, jesteś blady jak sufit!- powiedziała wystraszona Hermiona.
- Rzeczywiście- wyznał Ron.- Ten cały sufit ma chyba niedobór melaniny.
- Ty lepiej patrz na siebie!- ni stąd ni zowąd zjawiła się Ginny.- Umówiliśmy się, że pójdzie do solarium. A ty jesteś rudy, i co?
- Ja mogę się pofarbować- powiedział urażony Ron.
- Jesteś tak rudy, że i tak naturalny kolor będzie prześwitywał- powiedziała z pogardą dziewczyna.
- A ty to niby co? Też jesteś ruda!- wrzasnął chłopiec.
- Cicho, debilu!- uciszyła go siostra.- Chcesz żeby wszyscy się dowiedzieli?
Załamana trojka przyjaciół odeszła od dziewczyny. Harry wciąż błądził myślami pomiędzy Malwinką a Draconem. Nic z tego nie rozumiał.      
 ____________________________________________________________
 Soł... jak widzicie do akcji wkroczył Draco.
Nie obrażę się, jeśli pojawi się jakiś komentarz XD

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział III



Następnego dnia już wszyscy szykowali się do odjazdu do swoich domów. Zrezygnowany Harry chwycił swój kufer i powlókł się w stronę Wielkiej Sali. Tam czekali na niego już Ron i Hermiona.
- Harry? I jak ona zareagowała?- spytała szeptem dziewczyna.
- Co?- spytał wyrwany z zadumy.
- No… Podłoga…- szepnęła.
- Nie odzywamy się do siebie- odpowiedział zadzierając wysoko głowę.- Pewnie jak mnie nie będzie, zdradzi mnie z sufitem …
- Wiadome jest, że na pewno zaprzyjaźni się Umbridge- powiedział smutno Ron.
- Co? Dlaczego?- zastanawiała się Hermiona.
- No bo przecież Umbridge to szm …
- Nie kończ! Wszyscy wiemy co masz na myśli- krzyknęła oburzona dziewczyna.
- No i wiecie, jak już ropucha będzie jej pomagała, to na pewno się zaprzyjaźnią - Ron spuścił smętnie głowę.- A później, Harry, zbuntują się i obie będą przeciwko tobie!
Harry poczuł jakby wielka lodowa bryła opadała mu na wątrobę.
- AAA!- wrzasnął.
- Harry, co się stało?- spytała wystraszona Hermiona.
- Wielka … lodowa…  bryła…  opadła mi… na …wątrobę - ledwo składał słowa, zwijając się na podłodze. Nagle poczuł się lepiej. Jego ukochana utuliła go i pocieszyła w cierpieniu. Poczuł się usatysfakcjonowany. „Czyli nadal mnie kocha”- pomyślał. Wstał dumny jak paw i otrzepał bluzkę z kurzu.
- Chodźmy przyjaciele- powiedział wyniosłym tonem i wyszedł na błonia.
(...)
- Widzieliście jak się do mnie kleiła?- zapytał kiedy wszyscy już znaleźli się w pociągu.
- Kto?- spytał zdziwiony Ron.
- No… Malwinka…- odpowiedział Harry, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Kto?- tym razem spytała Hermiona, przyglądając mu się badawczo.
- Oj... no… Podłoga! Nazwałem ją Malwinka, bo to takie urocze- w tej chwili rzygnął tęczą.
- Emmm… Harry… właśnie na nią zwymiotowałeś- powiedziała Hermiona z obrzydzeniem na twarzy.
- Ale to nie jest ta sama podłoga, Hermiono. To przecież inna podłoga- puścił jej oko.
- Harry!- Ron z zachwytem wpatrywał się w tęczową maź. – Jak ty to zrobiłeś? Jak zrobiłeś to na tęczowo?
- Gdzie moje kredki świecowe?- spytała ni stąd ni zowąd Hermiona grzebiąc w swojej torbie.
Przyjaciele spojrzeli podejrzliwie na Harry’ego.
- No co… - wzruszył ramionami.- Stare przyzwyczajenia.
- A wracając do … Malwinki- powiedziała niepewnie Hermiona.- To niby kiedy się do ciebie kleiła? Myślałam, że macie ciche dni.
- No wtedy, kiedy bolała mnie wątroba. Na szczęście dzięki niej zrobiło mi się tak gorąco, że stopniała…
- Ale Harry…- Ron zmarszczył brwi.- kiedy dokładniej?
- No jak się gorzej poczułem, ona chwyciła mnie za rękę, przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła- uśmiechnął się.
- A jesteś pewien, że to po prostu nie było połączenie zawrotów głowy, zaburzeń równowagi i siły grawitacji?- spytała Hermiona.
- Pfff… - uważając to za argument na wszystko, odwrócił głowę i zasnął.
  ____________________________________________________________
 Rozdział krótki, ale wszystkie takie będą. 
Dziękuję za wszelakie wsparcie B)

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział II


Wybraniec obudził się w południe. Siedział przy nim Ron, a Hermiona zmywała Podłogę.
- Hej- uśmiechnął się Harry.
- Cześć, jak się czujesz?- spytał przyjaciel.
- Jak najszczęśliwszy człowiek na świecie- brunet wyszczerzył zęby.
- Och, Harry, obudziłeś się!- zawołała uradowana Hermiona.
- Jak widać. A … co robisz?- spytał z dziwnym wyrazem twarzy.
- Zmywam twoją Podłogę. Myślę, że by tego chciała – posłała mu olśniewający uśmiech.
- Tak, masz rację. A czy ona się już obudziła?- wyszeptał.
- No cóż, myślę, że tak. Jest południe- puściła mu oko.
- Och, tak późno?- spytał, nie wierząc w słowa przyjaciółki.
- Nie przejmuj się. Widocznie dobrze się spało na tej podłodze- Ron poklepał go po ramieniu.
- A gdzie Ginny?- spytał Harry, poprawiając okulary.
- Płacze. Wczoraj powiedziała, że zdradzi cię z sufitem. Ponoć wciąż na nią patrzy. Obserwuje ją- wyjaśnił mu Ron.
- Tak, tylko w tym problem, że cały czas patrzy na nią z góry. Chyba nie traktuje jej zbyt poważnie- powiedziała Hermiona.
- W sumie racja- Ron pokiwał głową.- Nie pasuje mi na mojego szwagra. Ma zbyt wygórowane mniemanie o sobie samym.
Harry usiadł i pogłaskał swoją ukochaną.
- A ty co myślisz o suficie, skarbie? W końcu jesteście dość bliskimi sąsiadami- chłopiec spytał podłogi. Ta jednak milczała. – Rozumiem. Boisz się, że jeśli powiesz o nim coś złego, zrobi ci krzywdę?
- Pewnie tynk się z niego na nią sypie- Ron zrobił smutną minę.
- Cham!- krzyknęła Hermiona.
Siedzieli we trójkę i beztrosko rozmawiali o wczorajszych niesamowitych zdarzeniach. Harry nawet zapomniał o śmierci Syriusza.
- Zapomniałem o Syriuszu!- wrzasnął Harry.
- Nie przejmuj się Harry, on już chyba nie potrzebuje zbytnio twojego zainteresowania jego osobą- powiedziała Hermiona.- Myślę, że Syriusz by nie chciał, żebyś się nim przejmował.
- Chyba masz rację, Hermiono- chłopiec uśmiechnął się do niej.
Wtem do pomieszczenia wpadła Ginny. Posłała Harry’emu mordercze spojrzenie.
- Spałeś z nią?- spytała zaciskając pięści.
Ron zaśmiał się.
- Z sufitu się urwałaś?- zapytał Harry z ironią.
- Sufit mnie kocha! I wiesz co ci powiem?- dziewczyna trzęsła się ze złości.- On obserwował mnie jeszcze wtedy, kiedy byliśmy razem!
Harry, targany negatywnymi uczuciami, wstał i wyszedł. Chciał odpocząć od tego całego zamieszania. Spojrzał w dół. Stał na Podłodze.
- Cieszę się, że cię mam. Że zawsze jesteś ze mną. Na dobre i na złe- otarł łzę wzruszenia. – Jesteś wszędzie, chociaż masz różne kolory skóry…
Patrzył na nią i podziwiał jej piękno. Miała taką aksamitną cerę, piękny kolor. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Chciał ogłosić to całemu światu. Wybiegł jak wariat z ministerstwa, potykając się o własne nogi. Zaczął krzyczeć, że ją kocha. Przechodni gratulowali mu i poklepywani po ramieniu. Ale nagle dotarło do niego, co się stało. Już nie było z nim jego ukochanej podłogi. Stał na szarym chodniku. Dookoła tylko ulica. Opuściła go. Widocznie nie chciała, żeby tak wszystko rozgłaszał. Rzeczywiście, to wszystko działo się za szybko. Skulił się przy ścianie jakiegoś budynku i szlochał. 
Nagle zjawili się Ron i Hermiona.
- Co się stało?- spytała dziewczyna.
- To wszystko dzieje się zbyt szybko. Potrzebujemy odpoczynku od siebie. Ona potrzebuje- wyznał chłopiec głosem, pozbawionym jakichkolwiek uczuć.
- Porozmawiaj z nią- powiedział Ron.
Rzeczywiście, to nie był taki głupi pomysł. Harry wstał przeczesał włosy, przypudrował nosek i wszedł do ministerstwa.
- Kochanie- przemówił.- Przepraszam.
Ta milczała. 
„Jak nie to nie”- pomyślał chłopiec. Wyszedł z budynku niczym burza ze złością wymalowaną na twarzy.
- I co?- spytała Hermiona.
- Nie będę się prosił. Niech spada!- i odszedł w nieznane.
 ____________________________________________________________
  Kolejny rozdział! :)
Cóż... nie muszę chyba pisać, że komentarze bardzo motywują XD
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich, którzy jakoś zdołali przez to przebrnąć :D

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział I

Harry upadł na podłogę, zwijając się z bólu. Voldemort w niego wszedł. Chłopiec w ataku rozpaczy widział sceny ze swojego życia. Hermionę, Rona, Syriusza, Weasley’ów, nawet samego siebie. Niespodziewanie otworzył oczy. Widział tylko podłogę. Leżał na niej. Chłopiec zarumienił się.
- Musisz przyznać, że to dość krępująca sytuacja- wymamrotał w stronę podłoża. Uśmiechnął się do niej, a ta jakby pojaśniała. Była tak czysta, nieskalana, widział w niej swoje własne odbicie. Przygładził sobie włosy, by wyglądać jak człowiek i posłał podłodze olśniewający uśmiech.
- Lubię ciche kobiety- puścił do niej oko.
Nie zorientował się nawet, że Dumbledore, Voldemort, Hermiona, Ron i wszyscy inni, którzy przybyli mu  z pomocą przyglądali mu się podejrzliwie.
Ułożył wygodnie głowę na gładkiej tafli.
- Już na zawsze… razem- wyszeptał przymykając oczy.
- Profesorze, proszę coś zrobić! – usłyszał głos Ginny. Podejrzewał, że zwracała się ona do Dumbledore’a.
- Ale on tylko odpoczywa- powiedział łagodnie starzec.
- Odpoczywa?- Ruda prychnęła z nutą histerii w głosie.- On zdradza mnie na moich oczach i to w dodatku z podłogą!
- Widocznie nie jesteś zbyt zadowalająca- zaśmiał się Ron.
- Harry! Powiedz, że mnie kochasz!- krzyknęła w jego stronę Ginny.
- Zamknij się! Nie widzisz, że poznał miłość swojego życia?!- wrzasnęła Hermiona.- Dlaczego zawsze stajesz mu na drodze do szczęścia?
- Co? Ty chyba żartujesz!- wrzasnęła oburzona dziewczyna.- Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką!- teraz tupnęła w podłogę.
Harry zerwał się, jakby obudził się z jakiegoś długiego koszmaru.
- Przeproś ją!- krzyknął w stronę dziewczyny.
- Co? Kochanie, o czym ty mówisz?- Ginny zatrzepotała rzęsami.
- Przeproś Podłogę, ruda jędzo!- wrzasnął wzburzony.
- Prze-przepraszam…- wyjąkała dziewczyna.
- No…- położył się z powrotem- i tak ma być.
Nagle poczuł wewnętrzną chęć spojrzenia swojej ukochanej w oczy. Otworzył swoje zielone ślepia. I nagle zrobiło mu się smutno. Podłoga nie ma oczu.
- Nie przejmuj się kochanie- pogłaskał ją czule.- Voldemort nie ma nosa, ty możesz nie mieć oczu.
- Hej! Nie pozwalaj sobie gówniarzu!- dobiegł go głos jego śmiertelnego wroga, który do tej pory spokojnie przyglądał się całej scenie.
- A co, to niby nieprawda? Nie masz nosa. Czas spojrzeć prawdzie w oczy … - złapał się za serce. Spojrzał na podłogę. –Przepraszam kochanie. Już nigdy nie wspomnę przy tobie o oczach. Tylko proszę nie płacz. Ach, no tak. Zapomniałem, że nie masz oczu. Och przepraszam- mówił spokojnie Harry. Hermiona przyglądała się z zachwytem całej scenie.
- Czy to nie piękne?- spytała ze łzami w oczach.
- Hej, Hermiona!- krzyknął obrażony Harry.
- Co się stało?- spytała brązowooka.
- Masz łzy w oczach! Wiesz jak podłoga się teraz czuje?- mówił nierównym, niespokojnym głosem.
- Och! Bardzo przepraszam- dziewczyna wytrzeszczyła oczy i zakryła sobie usta dłonią.
- NIE WYTRZESZCZAJ OCZU!- wrzasnął chłopak.
- Ach, no tak przepraszam.- kiwnęła głową.
Harry nagle pocałował podłogę. Wszyscy przyglądali się tej scenie, oprócz Ginny, która gorzko rozpaczała.
- Zabiorę cię do swojego pokoju- uśmiechnął się znacząco do podłogi. Ta zarumieniła się. – I będę mógł na tobie leżeć i leżeć. Jak chcesz, kupię ci dywan. Najładniejszy jaki znajdę. Albo lepiej. Sama go sobie wybierzesz, dobrze? Wiem, że się zgadzasz. Cieszę się, że tak dobrze się rozumiemy!- Harry przytulił się do podłogi i zasnął.
____________________________________________________________

Koniec rozdziału I.
Dziękuję każdemu, kto go przeczytał. Przepraszam za wszelkie uszczerbki na psychice. Proszę o komentarze- zarówno negatywne jak i pozytywne, bo motywują do dalszej pracy :3
 Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem porąbana :/ Pomysł narodził się na facebooku, strona We are the Potter generation - SZCZERZE POLECAM ;)