Msza przebiegała
bardzo uroczyście. Harry kilka razy spoglądał ukradkiem na Malwinkę, ale szybko
odwracał wzrok w obawie, że dziewczyna w jakiś sposób to zauważy.
Podłoga nie była mu
obojętna i chociaż wiedział o tym od dawna, to dopiero teraz sobie to
uświadomił. Była taka filigranowa, pełna wdzięku i gwoździ… na dodatek zawsze
go wysłuchiwała. Była jedną z niewielu istot, którym ufał. Mógł jej powiedzieć o
wszystkim i miał jakąś taką dziwną pewność, że nie zdradzi ona jego sekretów
nikomu innemu. Była dla niego jak… jak Hermiona, Ron, Molly, Ginny, Luna i
wszyscy inni razem wzięci.
- Byłoby mi
szalenie miło, gdyby SZANOWNY pan Potter raczył wysłuchać mojej przemowy,
zamiast przytulać się do podłogi!- z ambony ryknął Snape.
Harry zauważył, że
wszyscy patrzą na niego ze zdziwieniem. Wszystkie babcie w moherowych beretach
modliły się, patrząc na niego troskliwie, matki zakrywały oczy swoim dzieciom,
nastolatki uśmiechały się figlarnie, a grupka nielicznych panów śmiała się z
niego. Zawstydzony podniósł się z Malwinki, teatralnie otrzepał ubrania i
skupił się na mszy. Czuł, jak robi się czerwony. Trząsł się na całym ciele i co
chwila sprawdzał czy ktoś nadal na niego patrzy. Modlił się w duchu, żeby jak
najszybciej zapomnieli o całym zajściu.
- Boże-
wyszeptał.- Spraw, żeby ci ludzie zapomnieli o tym, co tu widzieli. W zamian
będę chodził do kościoła w niedziele i święta nakazane. Przysięgam. I już
więcej nie będę używał peleryny niewidki do podglądania dziewczyn, chociaż tego nie
robię, od kiedy poznałem Malwinkę. Już nie będę stosował Mapy Huncwotów do
śledzenia nauczycieli i… i… posprzątam klatkę Hedwigi.
Otworzył oczy. W
kościele było pusto. Rozejrzał się, a kiedy spojrzał przed siebie omal nie
dostał zawału. Snape wpatrywał się w niego surowym wzrokiem.
- Ja wszystko
słyszałem, Potter. Szykuj się na szlaban we wrześniu! Będziesz spędzał w moim
towarzystwie wszystkie soboty przez cały pierwszy semestr.
Już gorzej być nie
mogło. Chłopiec poczerwieniał na twarzy ze złości i zacisnął pięści, a jego
oczy zamieniły się w wąskie szparki. Starał się panować nad gniewem i nie urządzać
scen w obecności Malwinki, ale teraz nie mógł się powstrzymać. Przecież każda
sekunda spędzona ze Snape'em była dla niego czymś w rodzaju męczeństwa. Nie
mógł na to pozwolić.
- Ja się nie
zgadzam!- warknął Harry.- To, że popełniałem błędy w młodości, nie upoważnia
pana do zmuszania mnie do spędzania czasu z panem!- wyrecytował na jednym tchu.
Snape uniósł wysoko
jedną brew i założył ręce na piersiach.
- Jesteś pewien, że
twoje zdanie się liczy? Nie znasz życia- wymruczał Nietoperz.
Ale nagle coś się
zmieniło. Severus wybałuszył oczy przyglądając się chłopcu i uśmiechał się
promiennie. Harry zastanawiał się co przyczyniło się do tej nagłej zmiany. O co
chodziło? Chłopiec zawsze był inteligentny i bystry, ale takiej zagadki nie
potrafił rozwiązać.
- Jakim cudem PAN
się uśmiechnął? Przecież to sprzeczne z prawami fizyki!- wykrzyknął z ze dziwieniem.
- Dla mnie prawa
fizyki to tylko ogólne wytyczne- uśmiechnął się jeszcze szerzej, chociaż Harry
był pewien, że Mistrz Eliksirów nie zdobędzie się na coś takiego. Ten człowiek
wciąż go zadziwiał. –Potter, właśnie coś ważnego do mnie dotarło!
- Emm… co?-
spytał.
- Całkiem możliwe
jest, że nosisz niewłaściwe nazwisko.
- Co pan ma na
myśli?
Harry coraz bardziej
gubił się w tym wszystkim. Jego nazwisko bardzo mu się podobało, albo raczej…
nie miał mu nic do zarzucenia. Był wręcz dumny, że je nosi. A poza tym… „Malwinka
Potter” brzmiało bardzo ładnie i dystyngowanie.
- Harry, to chyba
oczywiste!- powiedział. Chłopiec musiał przyznać, że jego imię wypowiedziane
przez Snape’a brzmiało dość dziwnie… Może dlatego, że zwrócił się tak do niego
po raz pierwszy? –Możliwe, że… że… jesteś moim synem.
____________________________________________________________
A poczekajcie sobie na dalszy ciąg tej historii XD